Zauroczona Jagoda.
Czyli źle się dzieje.
Mimo wszystko mam świadomość, że jest to wyjątkowo silne fizyczne pożądanie, a nie miłość. Choć, naturalnie, napędzane jest przez uwielbienie charakteru tej osoby. Jednak, nie ukrywając, mam po prostu na niego ochotę. I tyle. (?)
Sylwester jest, dziwne... Szczęśliwego Nowego Roku? Tak, tego sobie życzę. Oby był jeszcze lepszy niż 2010, pełny namiętności i aby się wydarzyło coś "przełomowego", coś co utwierdzi mnie w przekonaniu, że fakt, iż posiadam te 18 lat i ustawowo jestem osobą dorosłą czyni mnie nią również w codziennym życiu, w tak zwanej praktyce.
piątek, 31 grudnia 2010
czwartek, 30 grudnia 2010
poniedziałek, 27 grudnia 2010
Obojętność na wszystko wzrasta. Skoro zawiódł on, to dlaczego każdy inny nie może zrobić tego samego?...
Edit:
Przysłowiowe światełko na końcu ciemnego tunelu bardzo łatwo pomylić z czymś innym, z jakimś odblaskiem czy po prostu urojeniem. Wciąż i wciąż dajemy się nabrać swojemu umysłowi, który momentami nas opuszcza lub drwi z naszych słabości i ułomności. Jednak kiedy raz pójdziemy w stronę tego światełka przepełnieni nadzieją, że "teraz wszystko się ułoży", "teraz będzie dobrze" i ta nadzieja zostanie zawiedziona już nawet najjaśniejsze światło nigdy nie da nam tyle nadziei co to pierwsze, to złudne. Powoduje to, że czasem możemy stracić wielką szansę na wyjście z tunelu, z ciemności. Tracimy ją, bo raz się zawiedliśmy, a przecież logika podpowiada, że trzeba się uczyć na błędach i nie dawać nabierać na to samo dwa razy. Choć kto czytał kiedyś wiersze Wisławy Szymborskiej dobrze wie, i zapewne zapadły mu w pamięć te słowa, że "nic dwa razy się zdarza i nie zdarzy". A skoro tak, to światełko, które raz nas zawiodło nie może tego zrobić po raz drugi! Tylko czy na pewno? Nie, nic nie możemy wiedzieć "na pewno", bo koleje losu są już dawno ustalone i to nie prawda, że możemy je zmienić. Naprawdę w to nie wierzę. Jeśli coś ma się wydarzyć, to się wydarzy - wcześniej czy później, a nic, totalnie nic nie dzieje się bez powodu. I wszystko, wbrew pozorom, działa na naszą korzyść, trzeba tylko nauczyć się tą korzyść odbierać, pogodzić się z tym no i oczywiście nie bać się ryzyka, bo to jest podstawa.
Co nas nie zabije, to nas wzmocni i tego się trzymajmy.
Edit:
Przysłowiowe światełko na końcu ciemnego tunelu bardzo łatwo pomylić z czymś innym, z jakimś odblaskiem czy po prostu urojeniem. Wciąż i wciąż dajemy się nabrać swojemu umysłowi, który momentami nas opuszcza lub drwi z naszych słabości i ułomności. Jednak kiedy raz pójdziemy w stronę tego światełka przepełnieni nadzieją, że "teraz wszystko się ułoży", "teraz będzie dobrze" i ta nadzieja zostanie zawiedziona już nawet najjaśniejsze światło nigdy nie da nam tyle nadziei co to pierwsze, to złudne. Powoduje to, że czasem możemy stracić wielką szansę na wyjście z tunelu, z ciemności. Tracimy ją, bo raz się zawiedliśmy, a przecież logika podpowiada, że trzeba się uczyć na błędach i nie dawać nabierać na to samo dwa razy. Choć kto czytał kiedyś wiersze Wisławy Szymborskiej dobrze wie, i zapewne zapadły mu w pamięć te słowa, że "nic dwa razy się zdarza i nie zdarzy". A skoro tak, to światełko, które raz nas zawiodło nie może tego zrobić po raz drugi! Tylko czy na pewno? Nie, nic nie możemy wiedzieć "na pewno", bo koleje losu są już dawno ustalone i to nie prawda, że możemy je zmienić. Naprawdę w to nie wierzę. Jeśli coś ma się wydarzyć, to się wydarzy - wcześniej czy później, a nic, totalnie nic nie dzieje się bez powodu. I wszystko, wbrew pozorom, działa na naszą korzyść, trzeba tylko nauczyć się tą korzyść odbierać, pogodzić się z tym no i oczywiście nie bać się ryzyka, bo to jest podstawa.
Co nas nie zabije, to nas wzmocni i tego się trzymajmy.
Tak więc okazało się, że moje przeczucia się nie sprawdzają w całości. Tak jak czułam, że pojadę i spotkanie będzie bardzo przyjemne i pozytywne, ale wewnątrz coś mi nie pasowało, czułam niepokój tak teraz już wiem, że to negatywne uczucie miało znaczyć, że.... W OGÓLE NIE POJADĘ!! Mmm, cudownie, czyż nie?
Jagoda - Dziecko Wyjebki. Cudownie, bosko, fantastycznie. Idę czytać "Opowieści z Narni" bo poza słodyczami to jedyna rzecz, która potrafi poprawić mi humor. Oczywiście jest jeszcze "Duże Ilości Naraz Psów" Dema, ale już wszystkie paski przeczytałam, tak samo jak obejrzałam wszystkie odcinki Viral Video Film School. Teraz mogę bez wątpliwości stwierdzić, że kocham Bretta Erlicha. Za inteligencję i piękne oczy. I za całokształt.
Edit:
Rano przetarłam sobie oczy dłońmi od kremu i od tamtego czasu mi łzawią jakby nie miały w ogóle przestać. Ciekawe, isn't it?
Jagoda - Dziecko Wyjebki. Cudownie, bosko, fantastycznie. Idę czytać "Opowieści z Narni" bo poza słodyczami to jedyna rzecz, która potrafi poprawić mi humor. Oczywiście jest jeszcze "Duże Ilości Naraz Psów" Dema, ale już wszystkie paski przeczytałam, tak samo jak obejrzałam wszystkie odcinki Viral Video Film School. Teraz mogę bez wątpliwości stwierdzić, że kocham Bretta Erlicha. Za inteligencję i piękne oczy. I za całokształt.
Edit:
Rano przetarłam sobie oczy dłońmi od kremu i od tamtego czasu mi łzawią jakby nie miały w ogóle przestać. Ciekawe, isn't it?
niedziela, 26 grudnia 2010
Czuję wewnętrzny niepokój i nie wiem, czy wiąże się to z sylwestrem, który jak co roku może się różnie skończyć, czy z tym, że jutro mam jechać do Poznania, chociaż mam mieszane uczucia co do tej wizyty, czy może przez sny, które mnie trochę męczą, męczą moją psychikę, czy może z powodu świadomości, że te beztroskie dni nie będą trwały wiecznie i niedługo znów będzie trzeba wrócić do szkoły i zacząć pracować? Sama nie wiem.
Z nudów przejrzałam horoskopy na nowy rok i, o dziwo, 75% z nich mówiło dokładnie to samo. Wynikałoby z tego, że pierwsze pół roku będzie wspaniałe, a drugie ciężkie, przytłaczające, męczące i momentami przygnębiające, ale przełomowe. Kiedy czytam znaczenie poszczególnych elementów moich snów wychodzi mi, że mam zachować czujność, że stanie się coś złego, że będę miała pecha itd. Fantastycznie, czyż nie? Z drugiej strony jednak czytam, że "pokonam wszelkie przeciwności" i "osiągnę zamierzony cel". Hah, tylko jaki kurwa cel?
Dziś na ten przykład przyśniła mi się pewna osoba i był to bardzo dziwny sen. Z jednej strony przyjemny, bo jakoś mając ją przy sobie czułam swojego rodzaju błogość, beztroskę i szczęście, z drugiej jednak czułam wewnętrzny niepokój i dało się wyczuć, że coś jest nie tak. No bo jest i to nie tylko we śnie. Nie wiem czym to jest spowodowane, nie mniej nie cieszy mnie to w ogóle. Poza tym czuję w sobie jakieś takie dziwne uczucia co do tej osoby. Bardzo chciałabym móc być blisko niej, ale trochę się obawiam i jej i w ogóle całego jutrzejszego dnia. Tylko dlaczego? Czy mam powody, żeby mieć jakieś wątpliwości? No tak, to wszystko się okaże a przede wszystkim okaże się najważniejsza sprawa - czy w ogóle się z tą osobą spotkam.
Dziwne wrażenie wywarł na mnie zakonnik, który mi się przyśnił, kiedy weszłam do prawie pustego pokoju, na środku którego stało po prostu zaścielone łóżko i z pokoju obok wyszedł duchowny ubrany w pidżamę i szlafmycę (fajna nazwa :D), usiadł na krześle i się zapytał co tutaj robię. Odpowiedziałam, że sama nie wiem, zastanawiam się po prostu czy ktoś tu mieszka, na co on odparł, że nie, i że nie powinno mnie tutaj być, że nie mogę tu przebywać. Sennik natomiast powiedział, że duchowny symbolizuje drogowskaz i oznacza ogólny niepokój. Tak, drogowskaz. "nie wolno ci tutaj być" pewnie oznacza, że powinnam stamtąd iść, tylko co w rzeczywistości oznacza miejsce, w którym mnie nie powinno być i to, w którym powinnam?
Z nudów przejrzałam horoskopy na nowy rok i, o dziwo, 75% z nich mówiło dokładnie to samo. Wynikałoby z tego, że pierwsze pół roku będzie wspaniałe, a drugie ciężkie, przytłaczające, męczące i momentami przygnębiające, ale przełomowe. Kiedy czytam znaczenie poszczególnych elementów moich snów wychodzi mi, że mam zachować czujność, że stanie się coś złego, że będę miała pecha itd. Fantastycznie, czyż nie? Z drugiej strony jednak czytam, że "pokonam wszelkie przeciwności" i "osiągnę zamierzony cel". Hah, tylko jaki kurwa cel?
Dziś na ten przykład przyśniła mi się pewna osoba i był to bardzo dziwny sen. Z jednej strony przyjemny, bo jakoś mając ją przy sobie czułam swojego rodzaju błogość, beztroskę i szczęście, z drugiej jednak czułam wewnętrzny niepokój i dało się wyczuć, że coś jest nie tak. No bo jest i to nie tylko we śnie. Nie wiem czym to jest spowodowane, nie mniej nie cieszy mnie to w ogóle. Poza tym czuję w sobie jakieś takie dziwne uczucia co do tej osoby. Bardzo chciałabym móc być blisko niej, ale trochę się obawiam i jej i w ogóle całego jutrzejszego dnia. Tylko dlaczego? Czy mam powody, żeby mieć jakieś wątpliwości? No tak, to wszystko się okaże a przede wszystkim okaże się najważniejsza sprawa - czy w ogóle się z tą osobą spotkam.
Dziwne wrażenie wywarł na mnie zakonnik, który mi się przyśnił, kiedy weszłam do prawie pustego pokoju, na środku którego stało po prostu zaścielone łóżko i z pokoju obok wyszedł duchowny ubrany w pidżamę i szlafmycę (fajna nazwa :D), usiadł na krześle i się zapytał co tutaj robię. Odpowiedziałam, że sama nie wiem, zastanawiam się po prostu czy ktoś tu mieszka, na co on odparł, że nie, i że nie powinno mnie tutaj być, że nie mogę tu przebywać. Sennik natomiast powiedział, że duchowny symbolizuje drogowskaz i oznacza ogólny niepokój. Tak, drogowskaz. "nie wolno ci tutaj być" pewnie oznacza, że powinnam stamtąd iść, tylko co w rzeczywistości oznacza miejsce, w którym mnie nie powinno być i to, w którym powinnam?
środa, 22 grudnia 2010
Ostatnio zdałam sobie sprawę jak wiele ważnych rzeczy się wokół mnie dzieje, ile najróżniejszego typu wydarzeń ma miejsce, a w mojej głowie i tak ciągle będą jakieś banały, bez przerwy będę myślała o błahostkach. Nie wiem dlaczego pomimo świadomości takiej sytuacji tego nie zmienię. Może nie chcę. W sumie jakby nie patrzeć jest mi dobrze z zajmowaniem się pierdołami, tylko czy nie będzie to miało złego wpływu na moją przyszłość? Ech, moja przyszłość i tak nie jest pewna, jest jednym wielkim znakiem zapytania, więc o się martwić? No właśnie, nie martwić się. Nie wolno się martwić. Trzeba żyć teraźniejszością i robić to, co się powinno albo chce robić. Ave.
poniedziałek, 20 grudnia 2010
Ach, te przeczucia. Nie wiem, czy się cieszyć czy nie, ale moje mają ostatnio bardzo wysoką sprawdzalność. Z jednej strony to dobrze, bo wiem czego mogę się spodziewać, jakoś się na to przygotować albo i nawet uodpornić. Choć z drugiej strony - kiedy przeczuwamy coś, co nas nie zachwyca, wywołuje to na nas swojego rodzaju presję, jakieś takie uczucie niepokoju, a wszystkie dalsze zachowania są zdeterminowane przez to jedno przeczucie podpowiadające "to nie wyjdzie", "to się nie uda", "coś pójdzie źle". Oczywiście są też przeczucia mówiące "będzie świetnie", "wszystko się uda", "to będzie niezapomniany dzień/wieczór/noc". Niektórzy mają takie przeczucia, niektórzy nie. Ja należę do tych pierwszych i w sumie jestem z tego zadowolona. Póki co wiele takich przeczuć się sprawdziło, zobaczymy jak to będzie wyglądało później ;) ach, z resztą i tak wszystko będzie tak, jak będzie musiało być i myślę, że to dobrze, tak powinno być.
środa, 15 grudnia 2010
Dzisiaj doszłam do tego, że ani szkoła, ani ogół ludzi, którzy cię otaczają nie wpływają tak naprawdę na to, kim jesteś. Sam dobrze to wiesz i jedynie opinia czy też rada osoby bardzo ci bliskiej jest w stanie coś zmienić. Oczywiście zakładając, że jesteś na tyle silny i ustabilizowany psychicznie, żeby udźwignąć ciężar bycia sobą. Cieszę się, że sama dobrze wiem czego tak naprawdę chcę, kim jestem i czego oczekuję od innych. Gdybym tego nie wiedziała, czułabym się jak zacofane dziecko wokół którego wszystko i wszyscy się zmieniają, a ja stoję w miejscu i tylko się oglądam. Pewnie czułabym się zagubiona i nieporadna, gdybym nie była pewna, że osoby, którymi się otaczam są tego godne. Słowo "otaczam" oznacza tutaj najbliższych przyjaciół, bo z natury jestem otwarta i raczej dopuszczam wielu ludzi blisko siebie, jednak mam pewną granicę, choć nie do końca jestem świadoma, gdzie ona się znajduje, za którą wpuszczam raczej nielicznych. I na szczęście nie zdarzyło mi się pomylić co do takiej osoby. Najbardziej irytuje mnie, kiedy ktoś na siłę próbuje tą granicę przekroczyć. Taka osoba staje się mi wtedy dalsza i bardziej niechciana niż niektóre osoby, do których jestem nastawiona neutralnie. Sama siebie karcę za to, ale moja natura zmusza mnie, aby do takich osób być nastawiona wrogo. Choć czasem bardzo tego nie chcę, naprawdę nie chcę...
Miejsce o którym pisałam parę dni wcześniej, mój azyl, przestał istnieć. Obecnie wkurwia mnie każda wizyta tam, to wszystko przez te dziewczyny.
Wszystko jest jasne. I nic nie dzieje się bez powodu. A czasem muszę być przez kogoś olana i niedoceniona, żeby docenić drugą osobę, która jakby nie patrzeć zawsze jest otwarta i chętna do rozmowy ze mną ;).
Wszystko jest wspaniale, jeśli tylko zdasz sobie sprawę, że świat jest taki, jakim go widzisz i że wszystko jest DLA ciebie, a nie PRZECIWKO tobie.
Miejsce o którym pisałam parę dni wcześniej, mój azyl, przestał istnieć. Obecnie wkurwia mnie każda wizyta tam, to wszystko przez te dziewczyny.
Wszystko jest jasne. I nic nie dzieje się bez powodu. A czasem muszę być przez kogoś olana i niedoceniona, żeby docenić drugą osobę, która jakby nie patrzeć zawsze jest otwarta i chętna do rozmowy ze mną ;).
Wszystko jest wspaniale, jeśli tylko zdasz sobie sprawę, że świat jest taki, jakim go widzisz i że wszystko jest DLA ciebie, a nie PRZECIWKO tobie.
poniedziałek, 13 grudnia 2010
Tak, chciałabym "boy-toy'a". Dla czystej przyjemności i zaspokojenia potrzeby. Tylko czy się uda? ;)
Grono "zacnych" to złe grono. Nie przepadam za ludźmi należącymi do niego, irytuje mnie ich narcyzm, egoizm, bezczelność i frajerstwo widoczne z daleka. Jak również słyszalne, bo nie obędzie się bez hałasu wokół nich.
Generalnie nie znoszę ludzi, którzy na siłę próbują zwrócić na siebie uwagę. Nie lubię udawanego śmiechu zagłuszającego wszystkie rozmowy naokoło i nie lubię głupich kawałów opowiadanych ku próżności opowiadacza, któremu wydaje się, że jest nie wiadomo jak zajebisty, bo zawsze ma przy sobie adorującą i naśladującą go świtę. Nie znoszę osób patrzących z góry na innych.
Grono "zacnych" to złe grono. Nie przepadam za ludźmi należącymi do niego, irytuje mnie ich narcyzm, egoizm, bezczelność i frajerstwo widoczne z daleka. Jak również słyszalne, bo nie obędzie się bez hałasu wokół nich.
Generalnie nie znoszę ludzi, którzy na siłę próbują zwrócić na siebie uwagę. Nie lubię udawanego śmiechu zagłuszającego wszystkie rozmowy naokoło i nie lubię głupich kawałów opowiadanych ku próżności opowiadacza, któremu wydaje się, że jest nie wiadomo jak zajebisty, bo zawsze ma przy sobie adorującą i naśladującą go świtę. Nie znoszę osób patrzących z góry na innych.
niedziela, 12 grudnia 2010
Takie słowa jak "kocham cię" strasznie straciły na znaczeniu. Nie oddaje się już im należnego szacunku i rzuca na wiatr, czasem w formie żartu. Tak jak kiedyś były gwarancją 100% wierności, oddania i miłości tak teraz są czymś typu "bardzo cię lubię, ale nie wiem jak ci to powiedzieć" i co więcej - do niczego, totalnie niczego nie zobowiązują. Słysząc to od kolegów cieszę się, ale przecież to dokładnie te same słowa w przyszłości będzie mi mówił mój partner, może mąż. Czy to jest w porządku? Jednego dnia mogę powiedzieć komuś "kocham cię", a drugiego udawać, że go nie znam. Nie, to nie jest w porządku.
i tym sposobem zaczynam swoje nudne pierdolenie o głupotach.
i tym sposobem zaczynam swoje nudne pierdolenie o głupotach.
sobota, 11 grudnia 2010
czwartek, 9 grudnia 2010
Dziwne rzeczy się dzieją, dziwne tematy podchodzą podczas rozmów, ale wszystko jakby składa się w jedną pozytywną całość. Gdyby tylko nie to, że zgubiłam telefon, który tak mocno mnie od siebie uzależnił, że czuję się bez niego dupowato, to byłoby wręcz wspaniale.
Nie wiem, czy powinnam się martwić tragiczną rozłąką z tak ważnym i kochanym telefonem, czy cieszyć się, że poza tym wydarzeniem wszystko jakoś się układa. Chyba to drugie. Tylko czy potrafię się tak naprawdę cieszyć?...
Nie wiem, czy powinnam się martwić tragiczną rozłąką z tak ważnym i kochanym telefonem, czy cieszyć się, że poza tym wydarzeniem wszystko jakoś się układa. Chyba to drugie. Tylko czy potrafię się tak naprawdę cieszyć?...
środa, 8 grudnia 2010
wtorek, 7 grudnia 2010
Z jednej strony przeraża mnie myśl, że kiedyś będę musiała porzucić budowaną tak długi czas samodzielność i samowystarczalność na rzecz drugiej osoby. Jednak z innej strony wiem, że nie wytrzymam długo pozostając w obecnym stanie.
Tak naprawdę dokładnie już wiem czego chcę, nie jestem jeszcze tylko do końca pewna, czy moje wyobrażenia o konkretnej osobie są budowane pod wpływem przymusu obecności w nich drugiej osoby, czy też prawdziwego, powoli tworzącego się gdzieś w sercu i pomału rozprzestrzeniającego się po całym ciele, niosącego mnóstwo endorfin, uczucia, że jest do kogo "wzdychać". Bez względu na to jak jest, moment, w którym uświadamiam sobie, że to się dzieje tylko w mojej głowie za każdym razem uderza tak samo i równie długo odbija się echem w mojej głowie pełnej wtedy wyniszczającej pustki... Na szczęście umiem sobie z tym radzić. Tylko jak długo jeszcze?...
Tak naprawdę dokładnie już wiem czego chcę, nie jestem jeszcze tylko do końca pewna, czy moje wyobrażenia o konkretnej osobie są budowane pod wpływem przymusu obecności w nich drugiej osoby, czy też prawdziwego, powoli tworzącego się gdzieś w sercu i pomału rozprzestrzeniającego się po całym ciele, niosącego mnóstwo endorfin, uczucia, że jest do kogo "wzdychać". Bez względu na to jak jest, moment, w którym uświadamiam sobie, że to się dzieje tylko w mojej głowie za każdym razem uderza tak samo i równie długo odbija się echem w mojej głowie pełnej wtedy wyniszczającej pustki... Na szczęście umiem sobie z tym radzić. Tylko jak długo jeszcze?...
poniedziałek, 6 grudnia 2010
To śmieszne i żałosne jak banalna rzecz może szybko i radykalnie zmienić humor. Ale trzeba iść do przodu, starać się myśleć o tym, co pozytywne, szukać myśli tam, gdzie chowa się nasza siła i o nią walczyć.
Póki co znalazłam jedno jedyne miejsce, które w połączeniu z jedną osobą (choć nie koniecznie) staje się moim małym azylem, półtora godziny dwa razy w tygodniu oczyszczenia myśli, totalnego spokoju, braku pośpiechu, robienia tego, co kocham - tak jakby półtora godziny transu. Mimo, iż czasem najchętniej zaparłabym się rękoma i nogami żeby tam nie iść to jednak coś mnie ciągnie i zmusza do pokonania lenistwa. Wszechogarniającego, wręcz natarczywego ostatnio lenistwa. Chyba jeszcze się nie zdarzyło, żebym nie wracała stamtąd z wielkim uśmiechem i jakąś taką lekkością oraz słodką pustką w głowie. Niestety wszystko się kiedyś kończy, tak więc także ten cudowny stan opuszcza mnie najczęściej zaraz po wejściu do domu.
Póki co znalazłam jedno jedyne miejsce, które w połączeniu z jedną osobą (choć nie koniecznie) staje się moim małym azylem, półtora godziny dwa razy w tygodniu oczyszczenia myśli, totalnego spokoju, braku pośpiechu, robienia tego, co kocham - tak jakby półtora godziny transu. Mimo, iż czasem najchętniej zaparłabym się rękoma i nogami żeby tam nie iść to jednak coś mnie ciągnie i zmusza do pokonania lenistwa. Wszechogarniającego, wręcz natarczywego ostatnio lenistwa. Chyba jeszcze się nie zdarzyło, żebym nie wracała stamtąd z wielkim uśmiechem i jakąś taką lekkością oraz słodką pustką w głowie. Niestety wszystko się kiedyś kończy, tak więc także ten cudowny stan opuszcza mnie najczęściej zaraz po wejściu do domu.
niedziela, 5 grudnia 2010
Nie wiem czemu zamiast robić w niedzielny wieczór coś pożytecznego lub koniecznego siedzę, czuję i zachowuję się jakbym nie miała mózgu. Wpatruję się w monitor, słucham Boba Marleya i nie myślę o niczym. Albo o tylu rzeczach na raz, że sama nie wiem o czym dokładnie.
Jeśli idzie o liczbę kilogramów, które mi przybędą po tym weekendzie to chyba z milion ich będzie. Idę o zakład, że wszystkie pójdą mi w biodra. Także niedługo nie zmieszczę się w drzwiach, ale tak bywa. Stanę się słoniem. Lubię to. Cały tydzień pilnowania się, żeby w weekend wrócić do domu i nawpierdalać się fast foodów.
Całkiem fajnie jest się obudzić i zdać sobie sprawę, że śniły mi się rzeczy typu wypisywanie z programu tv lecących filmów O.o albo, że jechałam "torem saneczkowym" do Zielonej Góry w środku zimy, a za chwilę latem. Nie polecam zjadania pizzy na sen.
Jedno imię i parę osób w głowie. I reggae w głośnikach.
Jeśli idzie o liczbę kilogramów, które mi przybędą po tym weekendzie to chyba z milion ich będzie. Idę o zakład, że wszystkie pójdą mi w biodra. Także niedługo nie zmieszczę się w drzwiach, ale tak bywa. Stanę się słoniem. Lubię to. Cały tydzień pilnowania się, żeby w weekend wrócić do domu i nawpierdalać się fast foodów.
Całkiem fajnie jest się obudzić i zdać sobie sprawę, że śniły mi się rzeczy typu wypisywanie z programu tv lecących filmów O.o albo, że jechałam "torem saneczkowym" do Zielonej Góry w środku zimy, a za chwilę latem. Nie polecam zjadania pizzy na sen.
Jedno imię i parę osób w głowie. I reggae w głośnikach.
Subskrybuj:
Posty (Atom)