niedziela, 5 grudnia 2010

Nie wiem czemu zamiast robić w niedzielny wieczór coś pożytecznego lub koniecznego siedzę, czuję i zachowuję się jakbym nie miała mózgu. Wpatruję się w monitor, słucham Boba Marleya i nie myślę o niczym. Albo o tylu rzeczach na raz, że sama nie wiem o czym dokładnie.
Jeśli idzie o liczbę kilogramów, które mi przybędą po tym weekendzie to chyba z milion ich będzie. Idę o zakład, że wszystkie pójdą mi w biodra. Także niedługo nie zmieszczę się w drzwiach, ale tak bywa. Stanę się słoniem. Lubię to. Cały tydzień pilnowania się, żeby w weekend wrócić do domu i nawpierdalać się fast foodów.

Całkiem fajnie jest się obudzić i zdać sobie sprawę, że śniły mi się rzeczy typu wypisywanie z programu tv lecących filmów O.o albo, że jechałam "torem saneczkowym" do Zielonej Góry w środku zimy, a za chwilę latem. Nie polecam zjadania pizzy na sen.

Jedno imię i parę osób w głowie. I reggae w głośnikach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz