Dzisiaj doszłam do tego, że ani szkoła, ani ogół ludzi, którzy cię otaczają nie wpływają tak naprawdę na to, kim jesteś. Sam dobrze to wiesz i jedynie opinia czy też rada osoby bardzo ci bliskiej jest w stanie coś zmienić. Oczywiście zakładając, że jesteś na tyle silny i ustabilizowany psychicznie, żeby udźwignąć ciężar bycia sobą. Cieszę się, że sama dobrze wiem czego tak naprawdę chcę, kim jestem i czego oczekuję od innych. Gdybym tego nie wiedziała, czułabym się jak zacofane dziecko wokół którego wszystko i wszyscy się zmieniają, a ja stoję w miejscu i tylko się oglądam. Pewnie czułabym się zagubiona i nieporadna, gdybym nie była pewna, że osoby, którymi się otaczam są tego godne. Słowo "otaczam" oznacza tutaj najbliższych przyjaciół, bo z natury jestem otwarta i raczej dopuszczam wielu ludzi blisko siebie, jednak mam pewną granicę, choć nie do końca jestem świadoma, gdzie ona się znajduje, za którą wpuszczam raczej nielicznych. I na szczęście nie zdarzyło mi się pomylić co do takiej osoby. Najbardziej irytuje mnie, kiedy ktoś na siłę próbuje tą granicę przekroczyć. Taka osoba staje się mi wtedy dalsza i bardziej niechciana niż niektóre osoby, do których jestem nastawiona neutralnie. Sama siebie karcę za to, ale moja natura zmusza mnie, aby do takich osób być nastawiona wrogo. Choć czasem bardzo tego nie chcę, naprawdę nie chcę...
Miejsce o którym pisałam parę dni wcześniej, mój azyl, przestał istnieć. Obecnie wkurwia mnie każda wizyta tam, to wszystko przez te dziewczyny.
Wszystko jest jasne. I nic nie dzieje się bez powodu. A czasem muszę być przez kogoś olana i niedoceniona, żeby docenić drugą osobę, która jakby nie patrzeć zawsze jest otwarta i chętna do rozmowy ze mną ;).
Wszystko jest wspaniale, jeśli tylko zdasz sobie sprawę, że świat jest taki, jakim go widzisz i że wszystko jest DLA ciebie, a nie PRZECIWKO tobie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz