czwartek, 27 stycznia 2011

Chyba zbyt często nachodzi mnie głupia ochota na pisanie tych głupot. . .
Ale z drugiej strony w czym to szkodzi, skoro jestem jedyną osobą, która to czyta i stworzyłam tego bloga, aby właśnie wylewać z siebie wszystkie żale?

Powtórzę się po raz kolejny i po raz kolejny postąpię odrobinę egotystycznie pisząc, że po raz kolejny odczułam dzisiaj jak wiele straciłam i jaką pustkę czuję. To utwierdza mnie w przekonaniu, że to nie jest zwykłe wrażenie, że straciłam cząstkę siebie, ale rzeczywiście tak się stało. "Wrażenia" nie utrzymują się tak długo.
W takim razie ciekawa jestem, co ta moja cząstka teraz robi... Z kim, gdzie i co. Oby to, co myślę, tam gdzie bym chciała i z tym, kto jest powodem mojego bezsensownego użalania się nad sobą.
Choć z innej strony, czy wylewanie swoich żali dla celów prywatnych (co prawda w powszechnie dostępnym Internecie), nie robiąc tym samym tego na pokaz jest użalaniem się nad sobą, czy zwykłymi przemyśleniami, w tym wypadku trochę podchodzące pod emo? Kto wie?

Kolejne 2,5h teorii za mną. Jutro szkoła, kolejne tyle czasu na teorii, powrót do domu, szykowanie się na 18nastkę no i impreza. Około 02:00 powrót do domu, pakowanie/przepakowywanie się na obóz narciarski i o 08:00 wyjazd do Szklarskiej. Nie wiem, czy to męczarnia, czy wielkie szczęście. Czy wzięłam na siebie po prostu zbyt wiele rzeczy na raz, czy też w końcu odżyłam i robię tyle, co robiłam dawniej? Po roku zastoju, a wręcz cofaniu się w rozwoju wreszcie przyspieszyłam, nabrałam tempa i napędzam się coraz bardziej rozwijając się i idąc do przodu, ciągle szukając nowych celów do osiągnięcia i zajęć. Pomimo coraz silniejszego psychicznego zmęczenia odbierającego mi siły, chęci i entuzjazm, po całych dniach spędzonych w biegu, kiedy siadam wieczorem na łóżku czy też przed komputerem czy lekcjami, myślę sobie, że kolejny dzień mi się udał, że zrobiłam coś pożytecznego, coś ważnego, a nie spędziłam całego dnia opierdalając się przed kompem albo tv jak to było przez CAŁY poprzedni rok szkolny. Wracam do życia i wchodzę na odpowiednie obroty. Tego mi brakowało w tym smutnym jak pizda mieście.

środa, 26 stycznia 2011

Chyba zbyt łatwo nam się godzić z rzeczami, z którymi powinno być nam ciężko. Cokolwiek miałam na myśli.

W piątek pierwsza 18nastka w tym roku. Oby była genialna!

Kolejne kroki w stronę prawka zrobione. Badania lekarskie za mną i około 9h teorii również. No i po feriach pierwsze jazdy.

W sobotę z WKŻ do Szklarskiej na narty. Jakie to szczęście i ulga jednocześnie, jaką radością wypełnia moje serce i umysł sama myśl o tym wyjeździe!

Jestem kurwa pieprzonym humanem. Nie da się ukryć.

Doszłam do wniosku, że bycie w związku (chciałam napisać "stałym", jednak trafniejsze byłoby określenie "jakimkolwiek") to nie jest moje przeznaczenie, przynajmniej póki co. Wydaje mi się, że to nie miłość w moim życiu ma być najważniejsza i rzeczywiście nie jest. Skoro w tej sferze zawodzę (albo właśnie nie!), tłumaczę to sobie tak, że w sferze zawodowej odniosę wielki sukces. Szczerze? Chyba na chwilę obecną bardziej pragnę właśnie sukcesu i spełnienia zawodowego od wielkiej i namiętnej miłości. Na miłość przyjdzie czas, poza tym zawsze marzyłam o tym, żeby być niezależną i ustabilizowaną finansowo bizneswoman z pięknie urządzonym mieszkaniem, spędzającą czas na różnych biurowych spotkaniach, a na weekendy wyjeżdżającą z gronem przyjaciółek do SPA czy coś w tym stylu. No i oczywiście urlop gdzieś na wyspach, beach parties, dużo dobrego alkoholu i pełnia życia. Bez ograniczeń.

sobota, 22 stycznia 2011

Wydarzenia, które jeszcze tak niedawno były w sumie częścią mojego życia, a może nawet i częścią mnie samej teraz odbywają się zupełnie obok mnie, nie mają ze mną najmniejszego związku i, co więcej, dzieją się gdzieś daleko, gdzie moja wyobraźnia nawet nie sięga. Sama się zastanawiam, czy taki stan rzeczy mi doskwiera, czy też stałam się obrzydliwie obojętna na tym punkcie. To chyba mój problem, że zbyt szybko obojętnieję na to, co mi nie wychodzi albo co nie układa się po mojej myśli... A może to zaleta?

U jednych się dużo dzieje, ale u mnie raczej nie. Semestr się kończy, co oznacza, że jestem dokładnie w połowie drogi przez szkołę średnią. Średnia nie najgorsza, bo 3.9 (i tutaj pragnę się pochwalić pisząc o bardzo miłym zaskoczeniu, kiedy to weszłam na stronę dziennika internetowego i zobaczyłam, że dostałam 4.5 za spr z niemieckiego. Tutaj uwaga: nienawidzę niemieckiego i nigdy nie dostałam więcej niż 3.5, w dodatku nauka na ten zajęła mi wyjątkowo mało czasu).
Co więcej? Zapisałam się na prawko. Dwie bardzo nudne zajęcia z teorii za mną, czyli jakieś 3,5h. Co oznacza, że jeszcze TYLKO jakieś 26,5h? :C
Zaczynają się 18nastki. Yeeeeaaaaah. W piątek pierwsza. Tematyka? "Gwiazda rock'a".

Byle do przodu.

wtorek, 18 stycznia 2011

Brawo Polska!
Brawo Argentyna!

Diego Simonet, czyli jak w łatwy i szybki sposób rozkochać w sobie swoim talentem, swoją brawurową, sprytną, mądrą, energiczną i dojrzałą grą oraz wspaniałym ciałem i przystojnym wyglądem.
I fell in love with him! <3

Nadszedł dzień sądu ostatecznego. Oby się udało.

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Czasem sobie myślę, że wolałabym, aby rozmowa się w ogóle nie zaczęła niż zaczęła, ale skończyła tylko z powodu braku tematów albo rażącej w oczy powierzchowności i beblowatości tej rozmowy. Grrr.

O życiu najlepiej rozmyśla się albo w cieplutkim, wygodnym ubraniu, pod cieplutkim kocem gdzieś w głębi własnego pokoju, albo przy herbacie, albo kiedy przychodzi do nas taki dzień, w którym musimy wyjść na dwór, pójść na spacer w jakieś odludne albo i nie miejsce, usiąść na ławce i wpatrywać się głupio przed siebie i myśleć. Może też dopaść nas dzień, w którym jedyne co możemy zrobić to położyć się na ziemi, wyłączyć wszystkie światła zastępując je świeczkami aromatycznymi, włączyć ulubioną refleksyjną muzykę (tj. dołującą, tzw. smynty) i wpatrywać się w sufit, tym razem nie myśląc o niczym. Ja osobiście bardzo często rozmyślam o życiu, czy chociażby o minionym dniu stojąc pod cieplutkim prysznicem. Stoję sobie wtedy, zamykam oczy i myślę o tym co było, zastanawiam się nad tym co będzie. Generalnie dużo się wtedy zastanawiam. Np. dlaczego mam takie wielkie uda......

Tak, krok w stronę prawka zrobiony. Jutro pierwsza teoria. Strach się bać....

W środę zaliczenie z fizyki. Chwila prawdy, pierwsza i miejmy nadzieję jedyna i ostatnia chwila próby, siły psychicznej, wytrzymałości i próba swoich fizycznych i logicznych umiejętności. Oraz oczywiście próba charakteru nauczyciela - zlituje się, czy będzie chciał widywać mnie częściej?...

środa, 12 stycznia 2011

a Fortuna kołem się toczy....

;)

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Mój plan z zapierdalaniem w roli głównej póki co idzie dobrze. Dopiero drugi dzień, ale czuję, że to jest to i jeśli tylko uda mi się tak trzymać dalej, to mogę być spokojna i o maturę i, miejmy nadzieję, o studia. Tak, jestem zdeterminowana, ale to chyba dobrze? Nie widzę innej drogi dla siebie póki co. Kontakty moje też się dość ograniczyły, ale może to i dobrze, bo właśnie dlatego mam czas na realizowanie swojego jakże ambitnego planu.

niedziela, 9 stycznia 2011

No i znów powrót do ZG, pięć dni szkoły i pracy i powrót do domu. Tak właśnie, mniej więcej, mija mi cały rok szkolny, mam wrażenie, że ciągle tak samo, każdy tydzień jest podobny, niewiele rzeczy mnie zaskakuje, czy też się zmienia. Choć z drugiej strony czuję, że mimo tej rutyny, ciągle coś się dzieje, raz lepszego raz gorszego, ciągle idę do przodu, rozwijam się, uczę, stawiam sobie coraz to nowe i ambitniejsze cele, staram się za wszelką cenę do nich dążyć i jest to dobre jakby nie patrzeć. Podobno rutyna zabija, ale chyba mi pozwala zaplanować sobie wszystko. Myślę, że tak jak do tej pory było dobrze, tak teraz będzie coraz lepiej. Jeśli tylko uda mi się utrzymać w tym, co sobie postanowiłam to nie sądzę, aby coś mogło stanąć mi na przeszkodzie w momencie, kiedy przyjdzie mi się zmierzyć z celem. A celem jest kolejno: bardzo dobrze zdana matura i dostanie się na japonistykę. Dam radę, jestem wystarczająco silna, żeby sobie z tym poradzić.

Co ważniejsze, pogodziłam się z zaistniałą sytuacją, w sumie nową, bo jakby nie patrzeć przez rok można się w większym lub mniejszym stopniu uzależnić od rozmów z drugą osobą...

sobota, 8 stycznia 2011

Dziś postanowiłam się ogarnąć, wybrać w końcu ostatecznie kierunek studiów i zacząć robić coś w tym kierunku. Tak więc zaczęłam od około 5 godzinnego surfowania po necie i stronach UAM, UMK i UJ w poszukiwaniu informacji. Niestety znalazłam je tylko na stronie UAM, czym byłam dość konkretnie zawiedziona. Poszukałam też w księgarniach internetowych tytułów, które mogłyby mi się przydać, poczytałam relacje z rozmów kwalifikacyjnych i stworzyłam sobie w głowie coś na wzór planu działania, który brzmi następująco:
TRZEBA ZAPIERDALAĆ!

Jestem raczej optymistycznie nastawiona, wewnętrznie czuję, że może mi się udać, nawet jeśli jest 10 kandydatów na jedno miejsce. Japonistyka na mnie czeka.

piątek, 7 stycznia 2011

Co za głupie czasy! Po co te wszystkie podchody?! Dlaczego nie mogę napisać do kogoś, do kogo chcę napisać? Tylko dlatego, że "nie wypada, żeby dziewczyna pisała pierwsza", dlatego, że "muszę pokazać, że jestem 'górą' ", bo "on musi mieć wrażenie, że Tobie nie zależy/zależy mniej niż jemu" ! Aaaaaaaaaaaaaaaaa!!! Głupie czasy. Głupie, beznadziejne czasy wstydu, tematów tabu i jakiegoś takiego zakłamania! Nie uważam, że w innych byłoby mi lepiej, ale w tych też dobrze nie jest.
Jagoda, ogarnij się.

Edit:
To niewiarygodne jak dużą pustkę można odczuć po osobie, której się tak w sumie nie znało. Pustkę, która wyniszcza, demotywuje do pracy, do wzięcia się i zrobienia czegokolwiek. Najchętniej by się leżało na podłodze, słuchało muzyki, zgasiło światło, zapaliło świeczki i nie myślało totalnie o niczym.

Edit:
Dobrze, że zawsze mam do kogo napisać, nawet z największą głupotą... ;)

Edit:
Straciłam ochotę na cokolwiek.
Na własne życzenie(?)
Czas spać.
W obecnych czasach jedynymi rzeczami, które przeszkadzają w spełnianiu marzeń, nawet tych najmniejszych i najbardziej realnych są strach, lenistwo, ale przede wszystkim pieniądze.

Edit:
Zbyt często nie możemy dostać tego, czego pragniemy, a jeszcze częściej, niesprawiedliwie, nie możemy być dla innych tym, kim chcielibyśmy dla nich być. Cokolwiek to znaczy.
Fuck it.

Edit:
A może właśnie wszystko jest dobrze? Bycie kimś innym niż chciałoby się być dla kogoś wcale nie jest jednoznaczne z nie byciem dla niej kimś ważnym. Może właśnie dzięki temu, że ta osoba traktuje nas tak jak traktuje i postrzega tak a nie inaczej sprawiła, że jej w czymś pomogliśmy, nasza osoba pomogła jej coś zrozumieć, do czegoś dojść? Jeśli spojrzymy z innej perspektywy, mogliśmy się przyczynić do pozytywnych przemyśleń, refleksji, zmian w życiu tej osoby. A przecież osobom dla nas ważnym życzymy jak najlepiej, bez względu na swoje uczucia, czyż nie? Chyba jestem jedną z takich osób i strasznie cieszą mnie takie momenty, w których uświadamiam sobie, że pomimo mojego niezadowolenia z sytuacji, może właśnie ta druga osoba jest bardzo zadowolona, może pomogłam jej w czymś, czego sama nie rozumiem i nigdy nie będzie mi dane zrozumieć?....

czwartek, 6 stycznia 2011

Zastanawiam się czasem ile to wszystko znaczy. Wcześniej było lepiej, teraz jest gorzej. Zawsze na przeszkodzie stała odległość, pozostaje tylko zadać sobie pytanie jaka? Wydaje mi się, że wcześniej jedynie fizyczna, ale, jak wszystkim wiadomo, czasy się zmieniają. Nie wiem, czy obecnie na drodze stoi coś w rodzaju psychicznej bariery, czy nie. Z pewnością znów wróciła fizyczna, także teraz w ogóle to wszystko ssie, bo muszę pokonywać przeszkody fizyczno-psychiczne. Ale wmawiam sobie, że nic nie dzieje się bez powodu, nie rozumiem tylko dlaczego, skoro tak jest, niektóre rzeczy nie dzieją się w inny sposób. Tak naprawdę wszystko mogło pójść innym torem i być może byłabym teraz o wiele bardziej zadowolona. A może nie? Może jeszcze bardziej "bolałaby" mnie obecna sytuacja?...
I jeszcze te sny, w których fizycznie jest obok, mogę go dotknąć, popatrzeć na niego, poczuć jego dotyk, zapach, oddech... Mogę się zdenerwować, nakrzyczeć, przedstawić innym. Mogę dać prezent, i mogę zostać namiętnie pocałowana, mogę nie spędzić nocy samotnie jak to zazwyczaj bywa, ale bawiąc się i śmiejąc, a na koniec mogę patrzeć na tańczącą i śpiewającą rodzinę, mogę widzieć wszystkich razem, tak jakby moje życie stało się jakimś musicalem, które swoją drogą tak bardzo kocham. Mogę się cieszyć i czuć, że teraz wszystko będzie dobrze, wszystko w końcu się ułoży, ja się ustatkuję i w końcu dostanę to, czego pragnę, a póki co jest niewiele takich rzeczy.
Niby około 40 milionów ludzi jest naokoło mnie w tym kraju, ale co oni wszyscy znaczą, skoro to nieobecność jednej sprawia, że momentami łapię "zawiechy" uciekając gdzieś myślami (nawet nie do niej!)? Gdzieś po prostu daleko, gdzieś zupełnie indziej. Nawet nie jestem w stanie stwierdzić dlaczego czuję pustkę w tym miejscu, w którym trzyma się pamięć o osobach dla nas ważnych. Jednocześnie nie pamiętam chwili, kiedy się tam znalazła pamięć o nim, a co więcej, nie jestem przekonana do końca co do tego, czy jest tego wart. Widocznie wszystko odbyło się bez mojej zgody, bez mojego udziału. Tradycyjnie.

Nie rozumiem dlaczego, ale zaczęło mi się cholernie kręcić w głowie podczas pisania tego. Zagadka na kilka następnych chwil.
Włączam Robbiego Williamsa i odpływam.


Brawo Polska, 32:24 ze Słowacją!

środa, 5 stycznia 2011

"Często myślę o Tobie, często piszę do Ciebie."

Tak, życzyłam sobie dużo namiętności i ją dostałam. Szybciej niż myślałam i mocniejszej niż się spodziewałam. Tak, doświadczenie trzeba zdobywać, to, czego doświadczyłam w niedzielę z pewnością czegoś mnie nauczy, a jeszcze pewniej przyda mi się w późniejszym życiu. Wstyd opisywać, co się wydarzyło, ale najważniejsze to nie żałować i tego się trzymam.

Nie znoszę uczucia, kiedy tak wartościowa osoba okazuje się być pozbawiona tej, jednej z najwspanialszych moim zdaniem, cechy - umiejętności dotrzymywania danego słowa. Mam pecha do ludzi jej pozbawionych. Niestety.

Nowy Rok pełną pizdą. Póki co najlepszy i najbardziej pozytywny.