wtorek, 26 listopada 2013

294

Poniżej 300. Chociaż jakiś plus.

niedziela, 17 listopada 2013

304

Coraz lepiej, ale nadal nie super. Tęsknię cholernie mocno.

czwartek, 14 listopada 2013

307

mini-kryzysy wracają.

wtorek, 12 listopada 2013

308

Tęsknota doskwiera nadal, ale... chyba jest dobrze ;)

czwartek, 7 listopada 2013

313

Coraz ciężej i lżej jednocześnie. Nie do wytrzymania.

środa, 6 listopada 2013

315



Kochany… Przepraszam, że nic Ci za bardzo nie przekazuję na to, co piszą do mnie dziewczyny… Po prostu czekanie na kontakt z Tobą jest dla mnie tak koszmarnie trudny, że najchętniej NIC bym im nie odpisywała. Naprawdę brak kontaktu z Tobą strasznie źle na mnie wpływa i jest mi bardzo ciężko sobie z tym samej poradzić, a zdawkowe wiadomości od Ciebie mi wcale nie pomagają… Po prostu wolę sobie wtedy wyobrazić, że nie ma Cię na rok i ŻADNEGO kontaktu z Tobą też. Może to brzmi okropnie, ale jestem już trochę zmęczona płakaniem w drodze na i z HCP, mam już dość tego, że zamiast normalnie iść spać, codziennie ciągle o Tobie myślę i tęsknię i w rezultacie płaczę tak długo, aż nie zasnę ze zmęczenia… Może to brzmi głupio, ale zniesienie tego jest BARDZO ciężkie. Nie wiem nawet, czy w ogóle wiesz jak wiele mnie kosztuje to wszystko… W dodatku w takich sytuacjach wraca do mnie przeszłość i to bardzo. Wszystko, co przydarzyło mi się w przeszłości wraca do mnie i chce, żeby teraz było tak samo… Wracają do mnie wszystkie moje słabości, wszystkie te złe rzeczy, które burzyły moje szczęście… Wraca do mnie to, że kiedyś osoba, którą kochałam, jak wtedy mi się wydawało, najmocniej na świecie, po wyjechaniu do pracy na wakacje do Irlandii przestała odwzajemniać to uczucie, że po powrocie był zupełnie inny, okłamywał mnie i zapewne zdradzał. Wraca do mnie to, że kiedyś przy pierwszej napotkanej trudności odpuszczałam sobie i rozstawałam się. Tak naprawdę nigdy wcześniej nie miałam okazji radzić sobie z problemem czy trudną sprawą w związku, a teraz, na pierwszy raz, dostałam coś tak ogromnego, że momentami sobie myślę, że mnie to przerasta… Ale to nic, bo przecież wiem, że jestem w stanie to zrobić i, co najważniejsze, że warto i że chcę to zrobić. Mimo wszystko wraca też do mnie przeszłość i wszystkie osoby z nią związane. Jak nie ma Ciebie to szukam kogoś, z kim kiedyś byłam blisko, a kto jest spoza japo. To też jest trudne momentami, kiedy Ty jesteś daleko a ktoś sprzed roku czy dwóch tak blisko… Niech już po prostu będzie ten głupi ósmy, odezwij już się do mnie, bądźmy w stałym kontakcie. Błagam.

poniedziałek, 4 listopada 2013

316

Brak u niego internetu przez kolejnych 5 dni. Coś głęboko we mnie każe mi go nienawidzić, chociaż wiem, że to nie jego wina.

Momentami słyszę głos mówiący, że nie ma potrzeby tak się męczyć, wysilać, że nie muszę wylewać codziennie tyle łez. Głos podpowiadający mi, że jest teoretycznie proste wyjście z tej sytuacji, dzięki któremu będę naprawdę mogła zacząć normalnie żyć przez cały następny rok. Owszem, jest to jakieś wyjście, ale nie dla mnie. Tym różni się ten związek od wszystkich moich poprzednich, że kiedy pojawia się trudność, i to w dodatku, przyznajmy szczerze, nie byle jaka, ja nie mam najmniejszej ochoty uciekać. Faktycznie słyszę głosik gdzieś w środku, ale nie zamierzam go posłuchać. I ani przez sekundę nie przeszło mi przez głowę, żeby to zrobić. Chcę walczyć o tą miłość choćby nie wiem co. Jestem gotowa płakać przez okrągły rok codziennie po kilka razy, ale ostatecznie dotrwać do momentu jego powrotu. Po prostu jestem pewna, że jest tego warty, oraz że dni spędzone wspólnie po jego powrocie będą najwspanialszym wynagrodzeniem.

Jestem zmęczona już na starcie....
ciężko i łezki.

niedziela, 3 listopada 2013

317

Wiem, że minął dopiero (albo już!) tydzień i pewnie najgorsze przede mną, ale i tak mam wrażenie, że nie ma Go dłużej... Ta świadomość, że nie będzie Go rok i próby wyobrażenia sobie jak przez to przejdę sprawiają, że mam uczucie jakbym była ciągle w jakimś śnie... Wmawiam sobie podświadomie, że tydzień to miesiąc, więc już o miesiąc mniej do Jego powrotu... Może to źle, bo prędzej czy później miesiące do Jego fikcyjnego powrotu się skończą a ja zostanę z rzeczywistym stanem rzeczy i kolejnymi 8 miesiącami do przeżycia, które przecież już przeżyłam! Ech, ale co tu zrobić? Jakoś sobie radzić. Każdy sposób jest dobry.

piątek, 1 listopada 2013

320

Jeszcze tylko 320 dni. Po paru rozmowach lepiej. Ciągle wierzę. A po jego powrocie chcę stworzyć wspólny dom. Chcę w końcu, aby miejsce, w którym mieszkam było całe moje, a nie tylko jego mała część. Chcę się w nim czuć jak u siebie, chcę móc swobodnie iść do kuchni i do łazienki i nie czuć się jak w obcym otoczeniu. Chcę razem z osobą, którą kocham zbudować coś, co sprawi, że nie będę aż tak bardzo tęskniła za domową atmosferą, chcę mieszkać w miejscu pełnym miłości, zrozumienia i spokoju. Choćby w różnych pokojach, ale chcę mieć świadomość, że w każdej chwili mogę wyjść z pokoju i nie czuć się obco, a wręcz przeciwnie: wejść do innego pokoju i poczuć się jeszcze bardziej swobodnie. Chcę wiedzieć, że On jest zawsze blisko. Chcę przestać obawiać się, że nagle cała miłość i namiętność się skończą. Chcę zapomnieć o doświadczeniach z przeszłości i zrozumieć, że już nie jestem dłużej w gimnazjum, że jestem w dojrzałym związku z dojrzałym człowiekiem i sama też jestem już dorosła. Chcę pojąć, że to, że dawno temu związek na odległość rozpadł się po miesiącu nie znaczy, że teraz będzie tak samo. Chcę w końcu uświadomić sobie, że chociaż rzeczywiście "historia lubi się powtarzać" to nie dotyczy to tego, co łączy mnie z Nim. Chcę zrozumieć, że porównywanie gimnazjalnej "wielkiej" miłości i "związku" do tego teraźniejszego uczucia to najgłupsza rzecz, jaką mogę robić. Ale ją robię. I boję się.