Brak u niego internetu przez kolejnych 5 dni. Coś głęboko we mnie każe mi go nienawidzić, chociaż wiem, że to nie jego wina.
Momentami słyszę głos mówiący, że nie ma potrzeby tak się męczyć, wysilać, że nie muszę wylewać codziennie tyle łez. Głos podpowiadający mi, że jest teoretycznie proste wyjście z tej sytuacji, dzięki któremu będę naprawdę mogła zacząć normalnie żyć przez cały następny rok. Owszem, jest to jakieś wyjście, ale nie dla mnie. Tym różni się ten związek od wszystkich moich poprzednich, że kiedy pojawia się trudność, i to w dodatku, przyznajmy szczerze, nie byle jaka, ja nie mam najmniejszej ochoty uciekać. Faktycznie słyszę głosik gdzieś w środku, ale nie zamierzam go posłuchać. I ani przez sekundę nie przeszło mi przez głowę, żeby to zrobić. Chcę walczyć o tą miłość choćby nie wiem co. Jestem gotowa płakać przez okrągły rok codziennie po kilka razy, ale ostatecznie dotrwać do momentu jego powrotu. Po prostu jestem pewna, że jest tego warty, oraz że dni spędzone wspólnie po jego powrocie będą najwspanialszym wynagrodzeniem.
Jestem zmęczona już na starcie....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz