piątek, 1 listopada 2013
320
Jeszcze tylko 320 dni. Po paru rozmowach lepiej. Ciągle wierzę. A po jego powrocie chcę stworzyć wspólny dom. Chcę w końcu, aby miejsce, w którym mieszkam było całe moje, a nie tylko jego mała część. Chcę się w nim czuć jak u siebie, chcę móc swobodnie iść do kuchni i do łazienki i nie czuć się jak w obcym otoczeniu. Chcę razem z osobą, którą kocham zbudować coś, co sprawi, że nie będę aż tak bardzo tęskniła za domową atmosferą, chcę mieszkać w miejscu pełnym miłości, zrozumienia i spokoju. Choćby w różnych pokojach, ale chcę mieć świadomość, że w każdej chwili mogę wyjść z pokoju i nie czuć się obco, a wręcz przeciwnie: wejść do innego pokoju i poczuć się jeszcze bardziej swobodnie. Chcę wiedzieć, że On jest zawsze blisko. Chcę przestać obawiać się, że nagle cała miłość i namiętność się skończą. Chcę zapomnieć o doświadczeniach z przeszłości i zrozumieć, że już nie jestem dłużej w gimnazjum, że jestem w dojrzałym związku z dojrzałym człowiekiem i sama też jestem już dorosła. Chcę pojąć, że to, że dawno temu związek na odległość rozpadł się po miesiącu nie znaczy, że teraz będzie tak samo. Chcę w końcu uświadomić sobie, że chociaż rzeczywiście "historia lubi się powtarzać" to nie dotyczy to tego, co łączy mnie z Nim. Chcę zrozumieć, że porównywanie gimnazjalnej "wielkiej" miłości i "związku" do tego teraźniejszego uczucia to najgłupsza rzecz, jaką mogę robić. Ale ją robię. I boję się.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz