wtorek, 1 marca 2011

Tak wiele myśli kotłuje mi się w głowie w takich chwilach jak te... Jak się cieszę, że nikt nie zna tego adresu, a jeśli zna, to nie zna mnie albo nie zdaje sobie sprawy, że za wszystkimi tymi użalaniami stoję ja...
To żałosne, siedzę sobie przed kompem, mam rozkminę. Znowu myślę o nim, o kimś, kto był dla mnie nikim, a jednak wszystkim. Tak mi się wydaje - patrząc na to, co się dzieje na samą myśl o tym, że ta roczna znajomość zakończyła się. Zakończyła z totalnie niewiadomego dla mnie powodu. Chyba to mnie tak bardzo boli. Ktoś, kogo uważałam na przyjaciela, po raz pierwszy w życiu uwierzyłam w istnienie damsko-męskiej przyjaźni, ktoś, kto był dla mnie pewnego rodzaju wzorem, kto wzbudzał we mnie podziw poprzez swoją rozległą i dużą inteligencję, kto imponował mi swoją osobą i kto jednocześnie był dla mnie bardzo mocnym wsparciem, odskocznią od codzienności i dzięki komu czułam się coś warta - zniknął. Zniknął z mojego życia tak, praktycznie, nagle, z dnia na dzień. Jednego widziałam go, mogłam go dotknąć, usłyszeć, siedziałam w jego samochodzie, w jego domu, słuchałam jego muzyki i wszystko było normalnie, a już drugiego dnia w jego życiu zachodzą zmiany, o których nie mam pojęcia i o których prawdopodobnie nigdy nie będzie dane mi się dowiedzieć. Bo przecież to takie trudne napisać choćby "u mnie wszystko dobrze" - niby bezsensowna wiadomość, a jak wiele czasem by mogła zmienić........

Chciałabym, ale nie umiem dzisiaj poruszyć żadnego innego tematu.
Zdrowie "rodzinne" pogarsza się. . .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz