Nie proszę o wiele. Chciałabym tylko spotkać kogoś, kto uratuje mnie od obezwładniającej zwyczajności każdego dnia, od tych obojętnych na większość spraw czasów. Potrzebuję osobę, która swoją inteligencją, spontanicznością i świeżością będzie w stanie spowodować u mnie fascynację i wzbudzić również we mnie tą świeżość, której, nie ukrywając, ostatnio mi brakuje. Może to przez to, że siedzę w domu od tygodnia, nic nie robię, poza tyciem oczywiście...
Po raz pierwszy w życiu dostrzegłam piękno w muzyce klasycznej. Słucham jej od paru dobrych godzin i czuję się wyniesiona ponad cały chłam, biedę i tandetę, które górują w teraźniejszości, w tym "cudownym, komputerowym świecie". Słuchając tej muzyki zamykam oczy i widzę siebie na królewskim dworze. Ubrana w balową suknię, w pięknie upiętych włosach tańczącą jakiegoś walca lub inny tradycyjny balowy taniec. Widzę bogato zdobioną salę, ogromną, pełno ludzi - zadbanych, inteligentnych, choć w głębi zakłamanych, bo tak to najczęściej bywało. Widzę XVIII-wieczną Francję (z racji obejrzanego przeze mnie dzisiaj filmu "Maria Antonina"), wystawne przyjęcia i słucham tej muzyki, która tyle stuleci temu towarzyszyła królom i książętom przy zabawie, przy posiłkach i innych zajęciach godnych królewskiej lub arystokratycznej rodziny.
Jak to śpiewał Riedel, "wehikuł czasu to byłby cud"...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz