"But if you could just see the beauty
These things I could never describe
These pleasures a wayward distraction
Is this my one lucky prize?"
Dobrze jest! ;)
wtorek, 28 sierpnia 2012
sobota, 25 sierpnia 2012
"Yesterday
Love was such an easy game to play;
Now I need a place to hide away.
Oh, I believe in yesterday."
ojojoj. Chłopak otoczony przeze mnie pełnym szacunkiem i czymś w rodzaju adoracji stał się rzeczywistością, w której i ja miałam swój udział. Yesterday. Powiedziane za dużo, w złym czasie i najgorszym miejscu. Reakcja... Lepsza niż spodziewana, jednak nie wymarzona. No i przypieczętowanie całości! Najlepsze z jakim się spotkałam ;)
Plusy i minusy sytuacji - tradycyjnie. Nie wiem czego więcej, dlatego raz płaczę ze złości i zażenowania, raz śmieję się na wspomnienie wczorajszego dnia.
Choć początek zły i jak zwykle spierdolony, podejście o wiele bardziej poważne niż zwykle. Że tak powiem, to chyba będzie opcja długodystansowa... Pierwsza od dawna.
Love was such an easy game to play;
Now I need a place to hide away.
Oh, I believe in yesterday."
ojojoj. Chłopak otoczony przeze mnie pełnym szacunkiem i czymś w rodzaju adoracji stał się rzeczywistością, w której i ja miałam swój udział. Yesterday. Powiedziane za dużo, w złym czasie i najgorszym miejscu. Reakcja... Lepsza niż spodziewana, jednak nie wymarzona. No i przypieczętowanie całości! Najlepsze z jakim się spotkałam ;)
Plusy i minusy sytuacji - tradycyjnie. Nie wiem czego więcej, dlatego raz płaczę ze złości i zażenowania, raz śmieję się na wspomnienie wczorajszego dnia.
Choć początek zły i jak zwykle spierdolony, podejście o wiele bardziej poważne niż zwykle. Że tak powiem, to chyba będzie opcja długodystansowa... Pierwsza od dawna.
piątek, 24 sierpnia 2012
Dzień zbliża się ku końcowi, a ja co? Czy się do czegoś zbliżam? Logika podpowiada, że owszem, ale serce wie, że nawet jeśli mózg ma rację, to z pewnością zbliżam się zdecydowanie zbyt wolno. Bo czy droga w to jedno upragnione miejsce powinna trwać aż ponad 19 lat?? Prawda - niektórzy czekają na osiągnięcie tego celu znacznie dłużej, ale przecież ja nie jestem innymi ludźmi. Jestem sobą, jestem kimś, kto nie czeka nieskończoności na jedną cząstkę brakującą jej do pełni szczęścia. Pozostaje jeszcze kwestia tzw. zabobonów - czy faktycznie szczęście w dziedzinie pracy i kariery wyklucza sukces w miłości? Tego nie wiem, ale być może będzie mi niedługo dane się przekonać. Póki co ponosiłam porażki w obu tych kategoriach, ostatnimi czasy trochę karty się zmieniły i mówią, że kariera zapowiada się obiecująco. Oczywiście jeśli uznać, że realizacja o czasie planu zawodowego, który zaplanowałam sobie 6 lat temu to dobry znak wróżący stabilną przyszłość. Bullshit, isn't it? W każdej sekundzie każego dnia mogę zrobić jedną jedyną rzecz, która przekreśli moją przyszłość na tej czy innej płaszczyźnie, ale także może to zadziałać w drugą stronę. Jedno zdanie, czasem może i słowo, wypowiedziane w odpowiedniej chwili jest w stanie mnie ustawić do końca życia. Wybory, całe życie to wybory, decyzje. Raz wygrywamy, raz idziemy na dno. Od dna się odbijamy i pniemy znów w górę - to wiem. Tylko co zrobić będąc już na topie? Jeśli uda mi się tam dotrzeć kiedykolwiek, jedynym, o czym chciałabym pamiętać to to, żeby nie stracić głowy dla rzeczy materialnych. Wiem, że jest to jedyne zagrożenie dla mojej przyszłości - ewentualne rozkochanie się we władzy, w luksusach i zapomnienie tego, co jest w życiu ważne. Z drugiej strony czy fakt, że nigdy nie miałam i nie mam szczęścia w miłości (której swoją drogą tak bardzo pragnę), nie jest wystarczającym znakiem, aby skoncentrować się na życiu zawodowym? Czy nie jest to przypadkiem wskazówka? Jedni ludzie są stworzeni, żeby kochać, żeby zakładać rodziny i prowadzić domowe ogniska. Doświadczenie pokazuje, że ja nie jestem w tym dobra, że na dłuższą metę męczy mnie rodzinne życie. Brak mi doświadczenia w miłości, szczerze mówiąc nawet nie wiem, czy potrafię kochać. To straszne, wręcz odrażające. Kobieto, masz 19 lat i nie wiesz nic o związkach, o bliskości, o namiętności ani partnerstwie. Porażka życiowa nr milion. Czekamy na więcej.
Japonistyka prawie puka do moich drzwi, a Poznań próbuje wlecieć wraz z letnim wiatrem przez otwarte okna. Wiatru wpuszczam tyle, ile potrzebuję, ale drzwi nieznajomym nie otwieram, bo się boję, bo nie potrafię. Nagle, zamiast czuć radość nieznanego i zapał do pracy i czytania rzeczy, które mnie interesują, a w końcu mogą mi się przydać, ja odczuwam narastające obrzydzenie do kierunku, który wybrałam i do rzeczy, nad którymi z czystego lenistwa nie chce mi się pracować. Nieźle zapowiadający się zapał na osiągnięcie najtrudniejszego postawionego sobie celu ever. Brawo , Yeti.
Aby zakończyć optymistycznym akcentem przyznaję, iż wakacje roku 2012 są jak do tej pory najlepszymi wakacjami mojego życia! ;) rozpoczęte maturą, która przebiegła mi na tak totalnym luzie jak żaden egzamin tej pory, Niesulice x2, jedne z cieplejszych i bardziej słonecznych regaty PZŻ, czerwcowe Karkonosze z Bartkiem, Hanią i Sarną, lipcowy, ostatni w życiu obóz kadrowy w Pucku, tygodniowa wolna chata i wizyta Julii, no i na sam koniec - wisienka na tym wielopiętrowym torcie - 9-dniowy wyjazd do Włoch z Julą, Tomkiem, Kamilem i jego znajomymi. Campofilone, Rzym, Wenecja, kociołek Panoramixa, włoskie jedzenie, włoskie morze, PIERWSZE WAKACJE OD 9 LAT! Najlepsze towarzystwo jakie mogłam sobie wymarzyć, najfajniejsza atmosfera i przepiękny czas beztroski i chillu. Oby takich więcej. Za tydzień moje 6 albo 7 Mistrzostwa Polski. Ostatnie jako juniorka, ale czy ostatnie w życiu?... Tego nie jestem w stanie przewidzieć. Ani ja, ani nikt inny. Po zakończeniu swojej "kariery" żeglarki-juniorki na Europie, planuję wziąć się za trenowanie maluchów na Optymistach ;) póki co mam jednego chętnego, zobaczymy jak to się potoczy dalej! Chęci są, oby był czas i odpowiedź z drugiej strony. No i oby zapał nie okazał się słomiany... COME WHAT MAY ;)
Japonistyka prawie puka do moich drzwi, a Poznań próbuje wlecieć wraz z letnim wiatrem przez otwarte okna. Wiatru wpuszczam tyle, ile potrzebuję, ale drzwi nieznajomym nie otwieram, bo się boję, bo nie potrafię. Nagle, zamiast czuć radość nieznanego i zapał do pracy i czytania rzeczy, które mnie interesują, a w końcu mogą mi się przydać, ja odczuwam narastające obrzydzenie do kierunku, który wybrałam i do rzeczy, nad którymi z czystego lenistwa nie chce mi się pracować. Nieźle zapowiadający się zapał na osiągnięcie najtrudniejszego postawionego sobie celu ever. Brawo , Yeti.
Aby zakończyć optymistycznym akcentem przyznaję, iż wakacje roku 2012 są jak do tej pory najlepszymi wakacjami mojego życia! ;) rozpoczęte maturą, która przebiegła mi na tak totalnym luzie jak żaden egzamin tej pory, Niesulice x2, jedne z cieplejszych i bardziej słonecznych regaty PZŻ, czerwcowe Karkonosze z Bartkiem, Hanią i Sarną, lipcowy, ostatni w życiu obóz kadrowy w Pucku, tygodniowa wolna chata i wizyta Julii, no i na sam koniec - wisienka na tym wielopiętrowym torcie - 9-dniowy wyjazd do Włoch z Julą, Tomkiem, Kamilem i jego znajomymi. Campofilone, Rzym, Wenecja, kociołek Panoramixa, włoskie jedzenie, włoskie morze, PIERWSZE WAKACJE OD 9 LAT! Najlepsze towarzystwo jakie mogłam sobie wymarzyć, najfajniejsza atmosfera i przepiękny czas beztroski i chillu. Oby takich więcej. Za tydzień moje 6 albo 7 Mistrzostwa Polski. Ostatnie jako juniorka, ale czy ostatnie w życiu?... Tego nie jestem w stanie przewidzieć. Ani ja, ani nikt inny. Po zakończeniu swojej "kariery" żeglarki-juniorki na Europie, planuję wziąć się za trenowanie maluchów na Optymistach ;) póki co mam jednego chętnego, zobaczymy jak to się potoczy dalej! Chęci są, oby był czas i odpowiedź z drugiej strony. No i oby zapał nie okazał się słomiany... COME WHAT MAY ;)
środa, 1 sierpnia 2012
Subskrybuj:
Posty (Atom)