Jeśli naprawdę mam sobie wytatułować symbol tego, że każdy koniec jest początkiem, potrzebuję dowodu. Zbyt wiele rzeczy dobiega właśnie końca. Moje dzieciństwo, liceum, czas nauki szkolnej, bycie pod opieką rodziców, brak samodzielności, brak pełnej odpowiedzialności za własne czyny i decyzje, totalna beztroska, brak przymusu podejmowania ważnych decyzji, brak przymusu decydowania o sobie, koniec z największą i najwspanialszą przygodą mojego doczesnego życia - żeglarstwem, koniec naszej niezniszczalnej Trójki, koniec obozów, powolny koniec treningów, zakończenie większości znajomości żeglarskich - co boli mnie chyba najbardziej... Skoro wszystko się właśnie zaczyna powoli kończyć, dlaczego nie dostaję niczego w zamian? Dlaczego po każdej zakończonej rzeczy odczuwam póki co pustkę i totalny brak jakiejkolwiek rekompensaty ze strony losu? Dlaczego nie widzę na horyzoncie tego "nowego", tego wielkiego początku zrodzonego z tak wielu końców? Czekam. Nic jeszcze definitywnie się nie zakończyło, więc może dlatego nie widzę tak wyraźnego początku czegoś innego? Być może będę musiała się ostatecznie i kategorycznie z czymś pożegnać, aby móc dostrzec nowość? Nie wiem, ale mam nadzieję się wkrótce o tym przekonać. Nie wiem, czy to będzie trwało parę dni, tydzień, miesiąc, czy może rok lub dłużej.... Dam wam znać.3
Kimkolwiek "wy" jesteście.
Robert Downey Jr - moja miłość, moje uwielbienie i obiekt kumulacji mojego całego pożądania, które nie dostrzega nic poza nim. Stało się jakieś nieczułe. "Dzięki bogu".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz