Jutro sprawdzian z fizyki. Czuję się, jakby to symbolizowało moje "być albo nie być". Jeśli tego sprawdzianu nie zaliczę, będę musiała się ostro za siebie wziąć, jeśli zaliczę będzie to znak dla mnie, że wszystko jest w porządku, a te 1 z fizyki i z matmy były chwilowe. Chcę udowodnić sobie, że MOGĘ i POTRAFIĘ.
Man, co to za beznadziejna automotywacja....
3h jazd za mną. Na szczęście jeszcze 27h.
Zaczynam kurs na patent. Po raz drugi. Grrrr. Egzamin w czerwcu (!) Ciekawe, czy będę wtedy na regatach, czy nie. . .
Pani od angielskiego powiedziała mi dzisiaj, że mam "lekkie pióro", że ładnie i ciekawie piszę, nie sprawia mi to problemów i robię bardzo mało błędów. Czyż to nie cudownie? Może zostanę jednak tym dziennikarzem... Buauhauhuahausdhaiusdhiakia. Nie, nie zostanę.
Swoją drogą, widzę postępy w angielskim. To dobrze, do tego w końcu dążę i na tym mi zależy. Będzie dobrze, w końcu znalazłam nauczyciela, który mi w 100% odpowiada. To motywujące uczucie.
Siedzę i słyszę gdzieś w oddali muzykę. Jakąś dziwną, niezrozumiałą, tajemniczą, ale mającą w sobie coś magicznego. Jestem prawie pewna, że nikt inny jej nie słyszy, bo tak naprawdę nigdzie nie leci, nikt jej nie puszcza. Mam tak dość często ostatnimi czasy. To chyba dobrze, jest to sygnał dla mnie, że nie całkiem jeszcze straciłam dziecięcą wyobraźnię.
No i znów pokazało się moje szczęście - kiedy potrzebowałabym z kimś porozmawiać o swojej obecnej sytuacji, komuś się zwierzyć i ponarzekać, powiedzieć o swoich obawach, tego kogoś nie ma. A powinien być, miał być, był w moich planach na nie wiem jak długo jeszcze.
Dajcie mi umysł mat-fiza, żebym nie przeżywała tych bezsensownych rozterek, żebym nie rozczulała się tak nad sobą i nad każdym uczuciowym aspektem. No i oczywiście, żebym znalazła pracę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz