Początek stycznia 2012. Czy przyszedł czas na rozliczenia z roku 2011? Nie sądzę. Czuję, że ten rok będzie przełomowy. Że zapamiętam go do końca życia. Będzie szczególny. Kwestia tylko tego, czy będzie mi sprzyjał, czy może wszędzie będę miała pod górkę... Póki co wygląda na to drugie, jednak jest to sam początek i sprawa nie do końca istotna, choć ważna. "Dobrego złe początki", czyż nie? Mam nadzieję, że tak. Brak partnera na studniówkę - mała porażka, bo jak to tak: JA nie mam z kim iść? Kosmos. Szczęście jedno z największych: będę chrzestną Olgi!! Wspaniale, coś co dodaje mi energii do życia i radości w najgorszych momentach ;) ale: przesądy. No tak, przesądy i zabobony. Nikt w nie nie wierzy, każdy się śmieje, a jednak nutka niepewności i ostrożności jest. Tak więc panna (w tym przypadku ja) nie powinna pierwszy raz być chrzestną dziewczynki, bo zwiastować to może, że ona sama nie doczeka się potomka. FANTASTYCZNIE. Czas łamać te głupie (oby) przesądy. Mały strach jest, ale jak będzie to się okaże jeszcze.
Rozliczenia z 2011 rokiem? Hmmm... Na samym jego początku życzyłam sobie, aby był pełen namiętności. Może nie był PEŁEN, ale naprawdę nie mogę narzekać. Zaczęło się zaraz na samym początku, tym pijanym wieczorem z C., potem chwila niezręczności w szkole, ale przecież to musiało się stać, stało i myślę, że oboje się z tego cieszymy i w pełni to zaakceptowaliśmy. Następna akcja? Hmm, chyba ta dużo później, bo na przełomie września i października. Pan B. Tak, trochę bolesne i ciężkie zakończenie tego zalążka wspaniałej znajomości, ale przeżyć przeżyłam. I mam wyobrażenie o tym, jaki powinien być w "tych sprawach" mój idealny facet... Ooooooj, oby był dokładnie taki *.* polecam wszystkim, byłabym w stanie zrobić duuużo i wiele praw złamać, żeby mieć takiego na co dzień ;D później był październik, wyjazd nad morze i akcja, która chyba się nie wydarzyła. W sumie może miała miejsce, a może nie miała - nie jestem w stanie tego stwierdzić. Jakieś urywki jakby wspomnień w głowie mam, ale nie wiem, czy to nie był po prostu sen, także sprawa tej sytuacji pozostaje nierozstrzygnięta. Później listopad i Ł., znacznie słabsza i w zasadzie trochę nudna sprawa. Nie ma o czym pisać. I na tym koniec.
Wspaniały wyjazd sylwestrowy do Międzygórskiej Stodoły z Nyczami i ich znajomymi, schronisko "Pasterka", koncert "Back door", Angela i wiele innych. Śnieg, góry, alkohol, gry, kominek, wspaniali ludzie. Jednym zdaniem - wyjazd, który na zawsze pozostanie w mojej pamięci jako coś niezwykłego i przezajebistego ;)
Podsumować poprzedniego roku nie potrafię. Ogólnie oceniam go jako rok dobry, nie miałam raczej trudności żadnych poważnych, minął mi w sumie bardziej beztrosko niż mniej, bardzo szybko przeleciał i nie pozostawił żadnych bolesnych znamion. To dobrze.
2012? Zakładając, że te życzenia się spełniają, choć w najmniejszym stopniu, życzę sobie spokoju. Nie życzę sobie miłości, bo ona przyjdzie kiedyś sama, jeśli nie ma to być teraz, w tym roku, to nie wiadomo jak wiele próśb, życzeń czy modlitw nie pomogą i tego nie przyspieszą ;). Namiętności sobie życzyłam w roku poprzednim i teraz wiem, że nie zawsze jest ona dobra w skutkach. Chociaż odrobina oczywiście nie zaszkodzi, ale podejrzewam, że nawet jeśli jej sobie nie zażyczę jako noworoczne pragnienie to jakaś tam mnie spotka. Nadzieja, moi drodzy, nadzieja!
Tak więc: moje noworoczne życzenie: ŻYCZĘ SOBIE SPOKOJU.
No i oczywiście matury. Żeby matura poszła mi na tyle dobrze, ile tego będę potrzebowała. Żebym dostała się na właściwe studia, żebym była w stanie sama sobie zapewnić godny byt, żebym spełniła oczekiwania i cele jakie sobie postawiłam. Najgorsze to zawieść samego siebie, a ja nie planuję brać w czymś takim udziału, o nie. I wierzę/mam głęboką nadzieję, że 2012 nie planuje dla mnie czegoś innego.....